To nie rzeczywistość wpływa na nasze samopoczucie ale sposób, w jaki tę rzeczywistość pojmujemy. Tylko od Ciebie zależy, jak postrzegasz swoje życie.
Jeśli chcesz być szczęśliwym, musisz pokochać codzienność: „Jest dobrze, tak jak jest teraz. Wszystko w moim życiu jest tak, jak być powinno. Mam wszystko, czego mi trzeba, by w tej chwili być szczęśliwym”. Twoje słowa kreują myśli, a Twoje myśli kreują rzeczywistość.
Skuteczny CEO
Podcast
Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak być skutecznym CEO, jak zwiększać efektywność organizacji, budować ponadprzeciętne zaangażowanie, zdolność do adaptacji, wygrywać na rynku, rozwijać siebie i swoich ludzi, to ten podcast jest właśnie dla Ciebie.
Nazywam się Radek Drzewiecki i od ponad 17 lat prowadzę firmę Leanpassion. Zawodowo zajmuję się strategią, kulturą organizacyjną, przywództwem oraz zwiększaniem efektywności firm i ludzi. Dodatkowo jestem założycielem dwóch startupów technologicznych Sherlock Waste oraz Youniversity.be. Robię to, co robię, ponieważ chcę, by firmy były świetne, a ludzie szczęśliwi. Dlatego dla mnie skuteczny menedżer to nie tylko taki, który osiąga cele, ale robi to z ludźmi – potrafi podłączyć ich do strategii firmy.
odcinek 88
AKCEPTACJA, DOCENIANIE I MIŁOŚĆ, CZYLI JAK ZMIENIŁEM SWOJE ŻYCIE, NIE ZMIENIAJĄC GO W OGÓLE
Co sprawia, że niektórzy są szczęśliwi co dzień, a inni tylko po osiągnięciu „milestonów” finansowych? Dobre życie dzieje się wtedy, gdy się zatrzymujesz i jesteś wdzięczny za te zwykłe chwile, które tak wielu z nas przewraca jak kartki w książce, próbując znaleźć szczęście tylko w tych niezwykłych chwilach. „Za chwilę będę szczęśliwy” – powtarzasz sobie, ale czy ta chwila kiedykolwiek nadchodzi? W tym odcinku namawiam Cię do refleksji w kontekście kilku rzeczy które sprawiły, że moje życie cudownie się zmieniło, chociaż nie zmieniłem nic. Być może moja historia Cię zainspiruje, a moje doświadczenia pomogą Ci odkryć szczęście w życiu.
Świat będzie coraz bardziej turbulentny, tempo wydarzeń tylko większe, a sztuczna inteligencja wywróci wszystko do góry nogami. Dlatego akceptuj to, na co nie masz wpływu, jednocześnie z ogromną energią zmieniaj to, na co wpływ chcesz mieć. Doceniaj najmniejsze rzeczy bo to od Ciebie zależy, jak postrzegasz rzeczywistość. Będę trzymał za Ciebie kciuki!
Zapraszam do wysłuchania tego szczególnego odcinka.
Radek
Słuchaj podcastu tam, gdzie Ci najwygodniej:
Transkrypcja podcastu
Odcinek 88
Akceptacja, docenianie i miłość, czyli jak zmieniłem swoje życie, nie zmieniając go w ogóle
Pamiętam, jak kilkanaście lat temu na pewnym spotkaniu w grupie znajomych poznałem człowieka, który odstawał od innych dość wyraźnie ubiorem, zasobnością, że się tak wyrażę. To były czasy, w których niestety oceniałem ludzi po tym, co mają, a nie kim są (mam taki epizod w życiu, na szczęście już za sobą). Impreza u znajomego, wszyscy się chwalą, jak to u nich zajebiście, gdzie to nie byli, jakich to rzeczy nie robią, normalnie same sukcesy. Ja też oczywiście! Jak to super idzie mi firma, jakie mam teraz auto itd. Naprawdę byłem takim człowiekiem…
Nagle odzywa się tamten koleś, ten inny, ubrany nie jak my, tylko tak skromnie. Nauczyciel, jak się potem okazało. I on przy tych wszystkich przechwałkach zabrał głos. Patrzyliśmy na niego z politowaniem i jakby pretensją, co takiego on może mieć do powiedzenia, a on wypala takim tekstem, że on teraz jest bardzo szczęśliwy, bo byli dziś z żoną i dwuletnim synkiem na spacerze i zbierali liście w lesie, i spędził fajny dzień, i w ogóle ogromnie się cieszy, że ma tę rodzinę. Taki wiecie… „przegryw”. Przynajmniej tak wtedy sobie pomyślałem.
Poszliśmy z kumplem na fajka i gadaliśmy, co to za koleś w ogóle, co nie ma nic do powiedzenia, i dlaczego w ogóle on jest u Maćka na imprezie. Czujesz? Był na spacerze i cieszy się jak głupi do sera!
Sporo mi to zajęło, bo jakieś 15 lat, by dojrzeć do tego, że to „zwykłe” życie, o którym ten delikwent wówczas opowiadał, jest tym, co sprawia, że niektórzy są szczęśliwi na co dzień, a inni po osiągnięciu mile stone’ów, głównie finansowych.
Zresztą powtarzając za Brene Brown, dobre życie dzieje się wtedy, gdy się zatrzymujesz i jesteś wdzięczny za te zwykłe chwile, które wielu z nas po prostu przewraca jak kartkę w książce, próbując znaleźć szczęście tylko w tych niezwykłych chwilach. Jeśli chcesz być szczęśliwy, musisz pokonać codzienność.
Odcinek 88. Akceptacja, docenianie i miłość, czyli jak zmieniłem swoje życie, nie zmieniając go w ogóle.
Dzień dobry, Moi Drodzy. Cześć!
Tak jak obiecałem w poprzednim epizodzie, dzisiaj nie będzie o biznesie. Nie chodzi o to, że tak bardzo chcę opowiadać o tym, jak poradziłem sobie z lękiem, o tej linii życia, ale piszecie, że to dodaje Wam siły, a ja lubię się dzielić tym, co dobre, więc dzisiejszy odcinek nie będzie o biznesie, pogadam o życiu. Oczywiście nie Waszym, lecz swoim, zresztą jak na egocentryka przystało 😉 A jeśli ktoś z Was skorzysta nie tyle z moich rad, co doświadczeń, to cudownie.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie jestem żadnym life coachem. Nie mam zamiaru dawać Wam złotych rad, ponieważ niekoniecznie się na tym znam. Ale moje życie zmieniło się diametralnie i z wiecznie zalęknionego, narzekającego, zamartwiającego się człowieka, żyjącego w przyszłości z hasłem przewodnim: „Za moment będę szczęśliwy”, „Jeszcze tylko chwila i wszystko będzie super”, zmieniłem się w osobę, która akceptuje, docenia i złapała równowagę pomiędzy marzeniami, wizjonerstwem, a przeżywaniem życia tu i teraz.
Oczywiście mam to szczęście, że otaczają mnie wspaniali ludzie, lub być może zawsze mnie otaczali, tylko ja ciągle poszukiwałem tego, czego akurat w tym momencie nie mam, nie widziałem tego, nie doceniałem i nie przeżywałem. Zresztą ciągle goniąc za tym, czego nie mam, i ciągle porównując się do innych.
To doprowadziło mnie do konkretnego kryzysu i terapii lęków, jak opowiadałem w jednym z odcinków, ale jak to mówią, trzeba upaść, żeby wstać. Kilka lat wcześniej nie posłuchałem mądrego człowieka, którego poprosiłem o radę, jak być lepszym menedżerem, a ten, zamiast doradzić, zadał mi pytanie, jak odpoczywam. Odpowiedziałem, że nie muszę odpoczywać. I tak po rok po roku praca, presja, depresja, a raczej lęki i zamartwianie się.
Obecnie przeżywam jeden z najlepszych okresów w moim życiu, i co ciekawe, jeśli popatrzymy obiektywnie na jakieś miary, sukcesy zawodowe, podróżowanie, posiadanie i w ogóle finanse, materialny aspekt, to nie powiedziałbym, że biję jakieś rekordy. Na przykład w poprzednim roku popełniłem tak dużo błędów w zarządzaniu firmą, że zacząłem się zastanawiać, czy ja się w ogóle do tego nadaję.
Wybaczcie, nie mam żadnej struktury tego odcinka, po prostu będę mówił o tym, dlaczego jestem taki szczęśliwy.
Dla mnie przełomem na pewno była decyzja, którą podjąłem trzy lata temu, by skorzystać z pomocy profesjonalistów i udałem się najpierw na warsztaty lęku – bo wiecie, najpierw trzeba zrozumieć problem, żeby potem go rozwiązać – a potem rozpocząłem terapię i pracę nad zrozumieniem tego mojego zamartwiania się i wstawania z lękiem. Krok po kroku zacząłem pracę nad sobą.
Na ogół mam słomiany zapał do takich eventów, ale ten kamień w bucie, czyli lęki, bardzo zaczął mnie uwierać, że kontynuuję to do dziś.
Dziś właśnie pomyślałem sobie: niech idzie! Zresztą, słuchajcie, odcinek 66., Praca, presja i depresja miał ośmiokrotnie więcej odsłuchań niż odcinki biznesowe, więc być może ten też się komuś przyda.
Dzisiaj chciałem się podzielić z Wami moją refleksją, lekcją i tym, co mi pomaga przeżywać życie w cudowny sposób. Pomimo tego, że na zewnątrz, jak powiedziałem przed momentem, za wiele się nie zmieniło, to u mnie zmieniło się wszystko.
Po pierwsze, co chyba najważniejsze i na co chciałbym zwrócić uwagę, to nauczyłem się rozróżniać rzeczy, na które mam wpływ, od tych, które, mówiąc kolokwialnie, trzeba po prostu „olać”, bo nie są ode mnie zależne.
Więc zarówno w kwestii tych rzeczy dużych, z poziomu makro, które nas dotykają jako menedżerów, przedsiębiorców (pandemia, kryzys gospodarczy, rewolucja technologiczna itd.), ja uznam, że tak ma po prostu być i np. jeśli płacę za wszystko dwa razy więcej, to po prostu tak ma być – Wy możecie inaczej, ja po prostu określiłem, że nie mam na to wpływu, i nie narzekam, że świat jest niesprawiedliwy, bo jest dobrze tak, jak jest teraz – jak i tych rzeczy małych (stoję w korku, pociąg się spóźnił, samolot odwołany). To wszystko są rzeczy, na które ja nie mam wpływu i mój nauczyciel, cudowny człowiek, powiedział mi kiedyś, że pokora równa się akceptacja. Ale rzeczy, na które po prostu nie mam wpływu. Akceptacja tych rzeczy.
Sztuką jest tutaj zdecydować właśnie, na co wpływu nie mamy, a na co chcemy mieć wpływ. Dla mnie to był przełom i umiejętność określania, z czym mam się pogodzić, zaakceptować oraz na czym mam się skupić, zaadresować całą moją energię i nie odpuszczać. Co mi to dało? Po pierwsze przestałem mieć potrzebę obsesyjnej kontroli wszystkiego, co mnie otacza. Po drugie nauczyłem się odpuszczać. Nawet mam takie powiedzenie, że odpuszczanie to nie jest frajerstwo, tylko to dawanie sobie możliwości koncentracji na tym, co jest ważne.
Dla mnie to był przełom, zrozumienie słów Marka Aureliusza, tej słynnej modlitwy: Boże, użycz mi pogody ducha, bym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, oraz mądrości, abym potrafił odróżnić jedno od drugiego.
Jak się tak wsłuchamy w to, to jest po prostu niesamowite. Z jednej strony mam się pogodzić z tym, czego nie mogę zmienić – dla mnie to było trudne – a z drugiej strony mam mieć odwagę, żeby zmieniać to, co chcę zmienić i co mogę zmienić. Trzecia rzecz to jest mądrość, abym potrafił odróżnić jedno od drugiego.
Podam Wam kilka przykładów, o jednym z nich mówiłem już kiedyś w odcinku. Rodzina mojej żony mieszka w Krakowie i jak tam jeździmy, wynajmujemy sobie różne apartamenty czy też hotele i tym razem mieliśmy apartament w okolicach Tauron Areny. Ja sobie pojechałem odpocząć na moment od wszystkich, ale wtedy w Tauron Arenie był występ Lotka, którego też bardzo lubię i 200 m od mojego apartamentu, kiedy mogłem skręcić w takie osiedle, które jest przy Tauron Arenie – korek. I godzina stania.
Ludzie pokazywali sobie tam środkowe palce, dochodziło do bitek, używali nieparlamentarnych słów, oceniając, kto jest gorszym kierowcą, a ja sobie pomyślałem: Ale super. Włączę sobie audiobooka. I przesłuchałem sobie jakąś książkę. Po prostu nie mam wpływu na to, że jest korek, ale mam wpływ na to, jak wykorzystam ten czas.
Drugi przykład. Mieszkam na takim osiedlu, jest taka grupa na WhatsAppie, z której po prostu permanentnie się wypisuję i potem dołączam z powrotem, bo muszę skorzystać z jakiegoś polecenia fachowców, bo akurat remont robię, ale nieważne. Grupa na osiedlu na WhatsAppie. Jezu, jak tam ludzie się kłócą. Stwierdziłem, że to nie jest my cup of tea. Nie chcę mieć wpływu, akceptuję to, że ktoś inny podejmuje decyzje.
A oni się po prostu kłócą o wszystko. Został jakiś fundusz remontowy i ludzie potrafią się powyzywać i pokłócić na śmierć o to, jaki kolor huśtawek ma być na placu zabaw. Nie mogłem uwierzyć, że tak można żyć, ale nie chcę zmieniać tych ludzi, to jest ich sprawa. Po prostu decyduję, że nie będę poświęcał na to czasu, i tyle.
Generalnie w tych dużych i małych rzeczach wypiszcie sobie to, na co chcecie mieć wpływ, a co akceptujecie z pokorą i uśmiechem. Mnie to dało bardzo dużo. Ja nie chcę mieć wpływu na to, że stoję w korku. Oczywiście korzystam z map i wybieram dobrą drogę, ale nie chcę mieć wpływu na rzeczy, które nie są zależne ode mnie, nauczyłem się je odpuszczać.
Przy okazji, jedną z najważniejszych rzeczy, na jaką chcę mieć wpływ, to ludzie, którymi się otaczam, oraz ci, z którymi obcować nie zamierzam. Na przykład są tacy zawodnicy na LinkedIn, którzy krytykują wszystko i wszystkich, i zawsze. Mnie nie chodzi o to, że nie powinno się krytykować, bo to jest rozwijające, kiedy ktoś inny ma inne zdanie i można podyskutować, ale kiedyś, w starych czasach, pisząc post, zastanawiałem się, jak ten jeden z drugim „nadwornych krytyków” mnie ocenią. Serio.
A dzisiaj nie dość, że tych nadwornych oceniaczy mam po prostu w du*ie, to jeszcze dałem sobie prawo decydowania, kto jest w gronie moich kontaktów, i usuwam tych, co tylko krytykują i są toksyczni. Wiecie dlaczego? Bo życie jest jedno. I co innego, kiedy ktoś się nie zgadza i dyskutuje na poziomie – tacy ludzie są bardzo wartościowi – ale ja mówię o tych z żółcią, takich po prostu. Więc: pyk, pyk i nie ma.
Ostatnio moja koleżanka zapytała mnie, co robię, kiedy ktoś się tak uczepi, bo ma takiego delikwenta, który tylko czeka na jej wpisy i pierwszy komentuje, a ona się z nim napierdziela potem. Powiedziałem: „Usuń, zablokuj”. I kurde, taka ulga. Ona mówi: „Słuchaj, ja to zrobiłam. Tak łatwo poszło!”. No właśnie, to Ty decydujesz, z kim rozmawiasz i z kim chcesz wymieniać swoje opinie.
Żeby nie było znowu, że mówię, że teraz wszyscy muszą chwalić to, co ja robię. Nie, absolutnie. Z klientami napierdzielam się tak fajnie, że szok, ale wychodzimy, przybijamy piątkę i jest fajnie. Mówię o ludziach, którzy zawsze wszystko robią „lepiej”. Znacie takich. Ja ich omijam, nie chcę z nimi mieć nic wspólnego.
Ale jeszcze raz: kluczem jest umiejętność decydowania – mówię o akceptacji, o pokorze w tym przypadku, na co chcę mieć wpływ, i dyskutuję, doceniam, akceptuję inne poglądy, inne zdanie czy też, z którymi ludźmi nie chcę mieć nic do czynienia.
To samo w życiu niewirtualnym. Ja na przykład podjąłem decyzję, że nie spotykam się, nie gadam z ludźmi, którzy tylko marudzą i narzekają. Dlaczego? Bo mogę, bo chcę. Zamiast tego mam więcej czasu na spotykanie się z ludźmi, którzy dają mi radość, od których dużo się uczę, którzy są po prostu uśmiechnięci. Mnie to daje przyjemność, bo uznałem, że nie chcę tracić czasu na ludzi, którzy narzekają.
Wiecie, jaka to jest ulga i radość, bo otaczasz się ludźmi, którzy z serdecznością przychodzą do Ciebie i pytają, co u Ciebie słychać, do których możesz się przytulić, z którymi możesz porozmawiać, i autentycznie cieszysz się, że ich widzisz.
Ja mam na przykład to samo z klientami. Większość klientów, z którymi rozmawiam, to są po prostu ludzie, którzy są uśmiechnięci (bo tak przyciągamy sobie). Oczywiście, że mają problemy, oczywiście, że często się spieramy, ale nam zależy i na samym końcu widzimy, jak jest fajnie.
Czyli, Moi Drodzy, po pierwsze pokora i akceptacja rzeczy, których nie mogę zmienić, siła i odwaga do rzeczy, które mogę zmienić, i co ważne, decyzja, co jest po której stronie. Decyzje małe i decyzje duże. Akceptacja, odwaga i wolność decydowania. To jest moje życie. I to jest moja pierwsza dewiza.
Czyli akceptuję to, czego nie mogę zmienić – bardzo ważne jest, żebyście wypisali sobie, na co chcecie mieć wpływ, a na co nie – i odważnie zmieniam to, co mogę zmienić. To jest rzecz, która absolutnie zmieniła u mnie wszystko. Dlatego że przestałem zajmować się pierdołami i dyskutować na każdy temat z każdym człowiekiem, bo obsesyjnie chciałem mieć rację. Nie, akceptuję to, że ludzie mogą się kłócić, napierdzielać, jak na tym moim WhatsAppie na osiedlu, ja po prostu uznałem, że tak nie chcę.
Być może to, co mówię dzisiaj, jest bardzo proste, ale to jest bardzo proste notabene, ale to jest moja pierwsza zasada. Czyli akceptuję, zrobiłem sobie taką listę w głowie, na co ja chcę mieć wpływ, a na co nie chcę i nie będę się zajmował całym światem i „rozkminianiem” spraw politycznych, związanych z wiarą i głównym mainstreamem, o czym dzisiaj wszyscy rozmawiamy, co nie znaczy, że ja odpuszczam. Nie, nie, nie, ja mam wtedy przestrzeń do rzeczy, które są dla mnie bardzo ważne.
To jest pierwsza zasada, akceptacja. Druga zasada: docenianie. I z tym podziałem rzeczy, na takie, na które nie mam wpływu i je akceptuję, zastanawiam się, jak mogę je wykorzystać, a takie, które chcę zmieniać, to był dla mnie przełom.
Jak już otaczasz się tymi ludźmi, co chcesz, i ci ludzie bezinteresownie chcą Ci na przykład pomagać, to dostajesz od życia kolejne prezenty, jak na przykład książka Louise Hay, którą zakupiła mi małżonka i do której wróciłem po 10 latach. Książka ma tytuł Możesz uzdrowić swoje życie. Zabrałem ją jakiś czas temu na wakacje i przeczytałem dwa razy, a dziś dodatkowo od czasu do czasu słucham ulubionych rozdziałów, kiedy idę pobiegać lub stoję w korku, bo przecież los dał mi okazję do tego, że mogę w tej chwili się porozwijać i zająć się sobą.
W tej książce jest niesamowicie proste zdanie. Louise Hay nazywa to afirmacją i dla mnie robi to taką robotę, że szok. Mianowicie to zdanie brzmi: Jest dobrze tak, jak jest teraz. To jest też związane z tą akceptacją z poprzedniego punktu, ale jest dobrze tak, jak jest teraz; wszystko w moim życiu jest tak, jak powinno być; mam wszystko, czego mi potrzeba, by w danej chwili być szczęśliwym.
Muszę przyznać, że nie od razu, ale po jakimś czasie zaskoczyło u mnie, że chodziło docenianie, o wyższy poziom akceptacji. Nie tylko, że z pokorą akceptuję rzeczywistość, tylko jeszcze doceniam to wszystko, co się wydarza, bo uznałem, że wydarza się po coś.
Ja na przykład uważam (nikomu tego nie życzę), że załamanie nerwowe i lęki – nie miałem zdiagnozowanej depresji, ale nerwicę lękową już tak – wydarzyły się właśnie w prezencie, żeby przejść tę przemianę, i dziękuję wszechświatowi za to, że dostałem taki prezent. Oczywiście w chwili, kiedy to się wydarzyło, byłem pełen pretensji i pytałem, czemu akurat ja. Ale to był prezent. Więc jest dobrze tak, jak jest teraz, to słowa kreują myśli, a myśli kreują rzeczywistość.
To, co mi się podoba w Louise Hay to jest taki tekst o rzeczywistości, że to nie rzeczywistość wpływa na nasze samopoczucie, tylko sposób, w jaki ją pojmujemy. Na przykład pada deszcz, mogę powiedzieć: „Boże, jaka beznadziejna pogoda”, lub założyć z dzieciakami kalosze i pochlapać się w kałużach.
Bardziej przyziemne rzeczy: całkiem niedawno zepsuł mi się samochód. I żeby było jasne, tak długo pielęgnowałem swoje złe myśli, że w ustawieniach fabrycznych mój umysł podpowiadał mi: Krytykuj! Narzekaj! Więc zepsuł mi się samochód, trzy tygodnie w serwisie. Pierwsza myśl: Przecież to niesprawiedliwe. Tyle płacę za ratę leasingową, to wymagam. Dali mi samochód zastępczy na pięć dni, to czym ja mam dalej jeździć?
W pewnym momencie (to jest praca nad sobą) przychodzi taka myśl: „Hej, jest dobrze tak, jak jest teraz, masz wszystko, co jest potrzebne ci do tego, żeby być spełnionym i szczęśliwym”. Ja wiem, jak to brzmi, ale na mnie to działa. I mówię sobie: samochód się zepsuł, bo miał się zepsuć. Czekają na część, bo ktoś dba o moje bezpieczeństwo, nie chcą mi dać bubla i oddać samochodu, który za moment znowu się zepsuje.
Znalazłem świetne rozwiązanie. Mam samochód, pożyczyłem od kogoś innego z pracy i po prostu cierpliwie czekam. Wiecie dlaczego? Bo uznałem, że to dla mnie nie jest istotne. Bo sobie określiłem, że to, że w tej chwili nie mam samochodu, nie jest dla mnie ważne. Każdy z nas ma swoje takie rzeczy. Ale to jest niesamowite: jest dobrze tak, jak jest teraz. Wszystko w moim życiu jest tak, jak powinno być. Mam wszystko, czego mi potrzeba, by w tej chwili być szczęśliwym.
Zresztą Louise Hay ma cudowne 12 zasad, pozwólcie, że przytoczę tutaj tylko wybrane. Czytam o nich prawie codziennie, dlatego że uważam, że pielęgnowanie pozytywnego myślenia jest jak pielęgnowanie ogrodu, jeśli przestaniesz kosić trawę, nawozić, robić aerację, to po prostu będziesz miał masę chwastów, i tak samo jest z myślami.
Pierwsza zasada, którą uwielbiam, to: Przestań krytykować siebie i to, co jest na około. Kolejna to: Wybaczaj sobie i innym przeszłość, nie masz na nią wpływu. Jedyną rzeczą, którą możesz zrobić, to wyciągnąć refleksję. Kolejna: Przestań się straszyć, przestań się zamęczać myślami, co teraz będzie, co się wydarzy. Ja mam taką osobowość, która uwielbia się straszyć, która uwielbia wymyślać nawet całkiem irracjonalne scenariusze. Bądź miły dla siebie, bądź miły dla swojego umysłu; doceniaj siebie, wspieraj dobre myśli. Przeprowadzaj pracę z lustrem.
Powiem Wam szczerze, że taka praca z lustrem, jak ją pierwszy raz miałem, to dla większości będzie przedszkole. Też tak myślałem i nie namawiam, żebyście to robili. Mnie to pomogło. Jest takie ćwiczenie, w którym podchodzisz do lustra, mówisz: „Kocham Cię”.
Jak przeczytałem to sobie pierwszy raz, te paręnaście lat temu, pomyślałem: ale łatwe, poszedłem i nie dałem rady, normalnie się popłakałem. Mam takie zapędy narcystyczne, co słychać pewnie w tej historii, bo opowiadam o sobie, ale to jest naprawdę trudna rzecz. Louise Hay uważa, że wszystko, co się dzieje w naszym życiu, wynika z dzieciństwa i z obwiniania siebie i nieakceptowania siebie, braku miłości do siebie.
Kolejna rzecz: Kochaj siebie, zrób to teraz. Podejdź do lustra i powiedz: „Kocham Cię”. I zobacz, jak się z tym wszystkim czujesz. I jedna z ostatnich zasad to: Have fun. Przypomnij sobie, jakie miałeś życie, jak byłeś dzieckiem, i zastanów się, dlaczego teraz nie możesz sobie pozwolić na to, żeby czerpać radość, nie możesz sobie pozwolić na carpe diem itd.
Więc akceptacja, czyli wybierasz rzeczy, na które masz wpływ, wybierasz rzeczy, na które nie masz wpływu, te, na które nie masz wpływu, akceptujesz z pokorą, nawet zastanawiasz się, jak możesz to wykorzystać, np. w biznesie. A docenianie – to od Ciebie zależy, jak postrzegasz życie, i ja akurat mówię, niezależnie od tego, co mi się dzieje, mam tyle szczęścia, że nikt w mojej rodzinie nie ma żadnej poważniejszej choroby, bo wtedy tak naprawdę to jest poważny problem, kiedy przeżywamy coś strasznego od strony zdrowia, ale ja akurat mówię sobie: jest dobrze tak, jak jest teraz. Mam wszystko, co jest mi potrzebne w danej chwili.
Długo szukałem takich rzeczy, tych wszystkich medytacji. Starałem się być szóstym mnichem z Tybetu i to na mnie nigdy nie działało. Ja nigdy nie potrafiłem medytować, bo myślałem, że medytacja polega na wyłączeniu myśli. Nie. Medytacja polega na pielęgnowaniu, np. na czytaniu miłych rzeczy i tych, które mają do nas wpaść.
Więc akceptacja, docenianie to są rzeczy, które trzeba pielęgnować. Ja akurat robię poranną oraz wieczorną medytację. Zaczynam od Louise Hay, ona ma takie Morning Meditation, trwa to 27 minut, a wieczorem robię sobie medytację Vishena Lakhianiego, Six Phase Meditation Metod. I na koniec, kładąc się spać, włączam sobie znowu Louise Hay, Evening Meditation i nigdy nie wysłuchałem jej do końca, bo po trzech minutach zasypiam.
Niedawno taki fajny człowiek spytał mnie na szkoleniu, co myślę o tych wszystkich medytacjach, bo on od lat nie może tego znaleźć. Mówię mu: „Słuchaj, medytacja to jest rzecz, która jest bardzo prosta, i musisz się na tej prostocie skupić, a przynajmniej mnie to wychodzi; że nie trzeba się wyłączyć, nie trzeba być w tym wszystkim perfekcyjnym” – tak jak powiedziałem, przy Evening Meditation ja już po trzech minutach śpię.
Tak więc akceptacja, docenianie to są takie dwie super powers, które absolutnie zmieniły moje życie i stworzyły przestrzeń do trzeciej siły. Dla mnie akceptacja, że czegoś nie mogę zmienić, że nie chcę mieć na to wpływu, że odpuszczam, bo mogę mieć czas na to, co dla mnie ważne, i docenianie spowodowały, że zobaczyłem, jaki prezent dostałem od życia bardzo dawno i dostaję codziennie, jak blisko go miałem cały czas, a korzystałem z niego tylko tak trochę. Tą trzecią super siłą oprócz akceptacji, doceniania jest dla mnie miłość.
Mówię tutaj o miłości, jaką codziennie dostaję od mojej żony, mojej rodziny lub inaczej: jaką codziennie dostawałem, ale jej nie dostrzegałem, bo ciągle szukałem dziury w całym. Uważałem, że dzieci nas rozłączyły, że nie ma już między nami tyle emocji co kiedyś, narzekałem, że mało jesteśmy tylko we dwójkę, że już nie jest tak romantycznie. Widziałem w niej same wady, zakładając, że przecież ja w ogóle nie mam złych stron i ona to się strasznie zmieniła, a ja jestem perfekcyjny; że ona ciągle gada o tych dzieciach, a przecież tak nie było.
Miałem nawet takie powiedzenie do mojej żony, że Nokia – Connecting People, a Children – Disconnecting People. W pewnym momencie zauważyłem, że Ania, tak ma na imię moja żona, bardzo się zmieniła; że jest dla mnie lepsza, jakby taka milsza. Tylko że wiecie co? Ona się w ogóle nie zmieniła, cały czas była i jest taka sama, kochająca, dająca wsparcie, tylko ja dostrzegłem, jak dużo dostaję od niej, otworzyłem się na tę miłość, jaką rodzinę stworzyła, jak cudownie mnie wspiera.
Jasne, mamy różnice zdań, jasne, że się czasami spieramy, ale, że się tak wyrażę, posiadanie kogoś blisko, kogoś, kto Cię kocha, kogoś, na kogo możesz po prostu liczyć, przyjaciela, kogoś, kto Cię czasami irytuje, ale wiesz, że jest na dobre i na złe. Ja to po prostu w pewnym momencie zobaczyłem. Myślę, że właśnie akceptacja, docenianie otworzyły mi serce na to i zobaczyłem, jak dużo od życia dostałem.
Jak mówiłem na początku odcinka, powtarzając za Brene Brown: Jeśli chcesz być szczęśliwy, musisz pokochać codzienność. Więc ja w tej codzienności, po wstaniu rano i tej swojej medytacji przytulam się do tej mojej żony i nie mogę się tego naszego poranka doczekać. Spoglądam na nią w pracy (pracujemy razem, spędzamy ze sobą dużo czasu) i nie mogę się jej „odoglądać”, bo cieszy mnie jej obserwowanie. Przytulam ją po powrocie, i ona przytula mnie, i jesteśmy tak blisko, jakbyśmy nie widzieli się przez dłuższy czas, i bardzo często się do siebie uśmiechamy, doceniając życie i to, co mamy.
Jak wyjeżdżam, to po dwóch dniach tęsknię, jakbym wyjechał przynajmniej na miesiąc. Wracam do domu z dziecinną radością. Kiedyś do domu w ogóle nie chciałem wracać. Jasne, że są te dzieciaki, króliczki, misiaczki maluczkie, co non stop przeszkadzają, kłócą się, wydzierają, jasne, że mamy swoje kłopoty, gorsze dni, momenty zwątpienia, ale wiecie co? Kiedy kochasz i czujesz się kochany, wtedy wszystko po prostu jest nieistotne. Wiem, że jesteśmy dla siebie i gorsze chwile są po to, żeby doceniać te przyjemniejsze.
Pamiętam taką sytuację, kiedy moja firma prawie zbankrutowała, było to w pandemii, w kwietniu 2020 nasze przychody spadły o 99%, ja wtedy mocno zwątpiłem, a ta przychodzi do mnie, wiecie, ta irytująca żona, i mówi, żebym się nie martwił, bo jakby co, to ona może po pracy długopisy skręcać. Popatrzyłem na nią, słuchajcie, aż mi się teraz płakać chce, więc wybaczcie, ale mówię: co to jest w ogóle za pomysł? Ale to nie chodzi o to, co ona zaproponowała, ale ona powiedziała: nieważne, czy ten biznes będzie, tylko ważne, że będziemy razem, i nie martw się, na pewno wszystko będzie dobrze. Wtedy nagle czujesz, że po prostu nie musisz kontrolować wszystkiego i trzymać za wszystko kciuków.
To jest życie, którego zawsze chciałem, które notabene zawsze miałem, ale nigdy go nie dostrzegałem, nie doceniałem, zawsze mówiłem: za moment będę szczęśliwy. Więc jest dobrze tak, jak jest teraz, mam wszystko, czego w tej chwili potrzebuję, a nie że żyję w przyszłości, ciągle więcej, lepiej, szybciej, więcej.
Mój przyjaciel, Darek Tarczyński, opowiada taką historię, że większość ludzi nie żyje „tu i teraz” i marzy o tym, czego dziś nie ma, zakłada, że wtedy będą szczęśliwi. A historia, którą opowiada, jest o worku marzeń, że większość ludzi żyje tak, że wkłada rękę do takiego worka i mówi: „Chcęęę”. A worek pyta: „Ale czego chcesz?”, „Chcęęę”. Worek znów pyta: „Ale czego chcesz?”, „Chcęęę więcej, chcęęę lepiej, chcęęę szybciej”. Worek na to: „Ale czego chcesz?!!”, „Więcej. Lepiej. Mniej. Szybciej”. W końcu worek daje Ci to, o co prosisz, i to jest takie rzadkie albo twarde, i to jest… gó*no.
To jest ta historia. Jak ja to pierwszy raz usłyszałem, to mówię: „Kurde, też tak żyję, biegnę, biegnę, nie wiadomo dokąd”. Czyli akceptacja, docenianie i miłość to są moje trzy super siły. Ale ja uważam, że sięgnąłem dna, jeśli chodzi o moje emocje i lęki, i to, że budziłem się rano i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, bo się tak bałem, po to, że kryzys jest podstawą, a życie jest tylko jedno. Na ten moment rzecz jasna, bo nie wiadomo, co z tą sztuczną inteligencją i co zostanie wymyślone.
Ale jest taka super książka australijskiej opiekunki paliatywnej Bronnie Ware, Czego najbardziej żałują umierający. Opisała ona, co najczęściej słyszała od podopiecznych, którzy wkrótce mieli odejść. Okazało się, że najgłębszy żal budziło pięć rzeczy.
Ludzie ci żałowali, że
- nie mieli odwagi żyć w zgodzie ze sobą i podążali ścieżką, której oczekiwali po nich inni,
- tak ciężko pracowali i nie mieli czasu na robienie bardziej znaczących rzeczy,
- nie mieli odwagi wyrazić swoich uczuć,
- stracili kontakt z przyjaciółmi,
- nie dali sobie szansy na szczęśliwe życie, spełniając oczekiwania, opinie innych, a nie siebie, i dotyczyło to głównie miłości.
Tak że polecam książkę: Czego najbardziej żałują umierający albo może nie czytajcie, bo jest trochę dołująca.
W każdym razie na koniec, Moi Drodzy, jeszcze raz: nie mam zamiaru Was uczyć, jak macie żyć, ale być może moja historia komuś pomoże. Spotykam masę ludzi, którzy są tacy, jak ja byłem, ciągle za czymś gonią i nie za bardzo doceniają. Namawiam Was do refleksji w kontekście kilku rzeczy. Ja to zrobiłem i moje życie cudownie się zmieniło, mimo że nie zmieniło się zbytnio.
7 rzeczy, na które zwróciłbym uwagę, gdybym zrobił refleksję, co się do tego przyczyniło:
- Określ, na co chcesz mieć wpływ, a co akceptujesz z pokorą i nie będziesz tego zmieniać – to, moim zdaniem, jest kluczem do reszty.
- Zmiany traktuj jako okazje do przystosowania się, a co za tym idzie – szanse.
- Jest dobrze tak, jak jest teraz; wszystko, czego potrzebujesz, prawdopodobnie już dawno masz obok siebie.
- Bardzo ważne jest mieć bliską osobę obok siebie. U mnie akurat to jest moja żona, Ania.
- Pielęgnowanie doceniania poprzez medytację lub/ i refleksję.
- Zwróć uwagę na to, jak zaczynasz dzień i jak go kończysz.
- 99% naszych problemów nic nie znaczy. W odcinku 83. tego podcastu mówię o linii życia i podpowiadam, jak można nabrać dystansu do tych problemów.
Tego, Moi Drodzy, Wam życzę. Świat będzie coraz bardziej turbulentny. Tempo będzie tylko większe, a sztuczna inteligencja wywróci wszystko do góry nogami. Dlatego akceptujcie to, na co nie macie wpływu, i jednocześnie z ogromną energią zmieniajcie to, na co wpływ mieć chcecie. Doceniajcie najmniejsze rzeczy. To od Was zależy, jak postrzegacie świat i najbliższe otoczenie.
A ja? Ja będę trzymał za Was kciuki. A na początek proponuję, żebyście się po prostu zatrzymali.
Wszystkiego dobrego! Do usłyszenia w kolejnym odcinku, już biznesowym.
Cześć!
_______________________________
Książki polecane w tym odcinku:
Czego najbardziej żałują umierający, Bronnie Ware
Atlas of the Heart, Brené Brown
Możesz uzdrowić swoje życie, Louise Hay