Co jest ważne? Co chcę robić osobiście? Jakie decyzje chcę podejmować?

Naucz się odpuszczania rzeczy, które zabijają radość życia.

Skuteczny CEO

Podcast

Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak być skutecznym CEO, jak zwiększać efektywność, zaangażowanie, budować ponadprzeciętną zdolność do adaptacji i rozwijać się, to ten podcast jest właśnie dla Ciebie.

Nazywam się Radek Drzewiecki, od ponad 16 lat prowadzę firmę Leanpassion. Zajmujemy się wzrostem efektywności procesów oraz zaangażowania pracowników. Dodatkowo, jestem założycielem dwóch startupów technologicznych Sherlock Waste i Leanovatica – Netflix dla biznesu. Robię to, co robię, ponieważ chcę, aby firmy były świetne, a ludzie szczęśliwi w pracy. Dlatego dla mnie skuteczny menedżer to nie tylko taki, który osiąga cele, ale przede wszystkim robi to z ludźmi, potrafi podłączyć ich do strategii firmy.

odcinek 66

PRACA, PRESJA I DEPRESJA

Życie z obsesyjną potrzebą kontroli prowadzi do depresji lub/i uzależnień. Odpuść! Odpuszczanie nie oznacza braku sukcesów. Odpuszczanie daje siłę na konsekwentne poruszanie się w obranym kierunku. Nagrałem ten odcinek z myślą, że to co mówię może komuś pomóc. Będzie niebiznesowo, o zdrowiu psychicznym, presji, lęku i zamartwianiu się.

Linki do stron Louise Hay:  https://www.louisehay.com/, https://www.healyourlife.com/

Radek

W ODCINKU 66:

To nie rzeczywistość wpływa na nasze samopoczucie tylko sposób, w jaki ją pojmujemy.

Jednym z podstawowych lęków jest to, jak będziemy oceniani. W tym odcinku przedstawiam własną perspektywę jak radzić sobie z wiecznym zamartwianiem się, presją, kontrolą wszystkiego i w każdym momencie.

Odpuszczanie, o którym mówię, to podjęcie decyzji o tym, co jest dla mnie ważne, co chcę robić osobiście i jakie decyzje chciałbym podejmować. To zamiana „muszę”, „powinienem” na „mogę”.

Nie musisz być niezniszczalny. Możesz mieć gorsze chwile. Ważne, aby wtedy móc na kogoś liczyć.

Życzę Wam refleksji, odpuszczania, niezamartwiania się i tego, żebyście po prostu byli szczęśliwi. Poczucie spełnienia jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu.

Zapraszam do słuchania!

__________________________________

Jeśli masz wyzwanie, problem do rozwiązania i chcesz usłyszeć wskazówki na temat, który Cię interesuje, pisz do mnie: LinkedIn, skutecznyceo@leanpassion.pl lub r.drzewiecki@leanpassion.pl

Słuchaj podcastu tam, gdzie Ci najwygodniej:

Podcast Apple PodcastPodcast Spotify Youtube Podcast

Transkrypcja podcastu

Odcinek 66

„W bezkresie życia, w którym jestem, wszystko jest doskonałe, całkowite i pełne. Zawsze chroni mnie i prowadzi Opatrzność. Bezpiecznie jest patrzeć w głąb siebie. Bezpiecznie jest patrzeć w przeszłość. Bezpieczne jest poszerzanie mojego poglądu na życie. Jestem czymś więcej niż tylko moja osobowość, przeszła, obecna czy przyszła. Postanawiam wznieść się ponad problemy mojej osobowości, by móc poznać wspaniałość mego bytu. Pragnę nauczyć się kochać siebie. Wszystko jest dobre w moim świecie. Jestem bezpieczny. Jest dobrze, tak jak jest”.

Dzień dobry, Moi Drodzy. Cześć.

Ten odcinek zacząłem nietypowo. Nie będzie to odcinek o biznesie. Będzie o zdrowiu psychicznym, o presji, o lęku, o zamartwianiu się. Długo się zastanawiałem, czy podzielić się tym wszystkim. Mam naturę egocentryczną, więc lubię mówić o sobie, ale na samym początku zastanawiałem się, jak ludzie zareagują. To jest jeden z podstawowych lęków – jak będziemy oceniani. Jednak jestem na takiej drodze życia i z takim „odpuszczaniem” – o tym też będzie dzisiaj – że generalnie nie biorę za to odpowiedzialności, jak ktoś zareaguje.

„Jest jesień” – słyszę. Rozmawiam z ludźmi, ludzie są smutni, poddenerwowani, jest sporo agresji i zamartwiania. Też tak żyłem kiedyś i nie wyobrażam sobie, żebym dalej miał taką presję. Chyba zrobiłbym coś sobie albo wylądował w wariatkowie. Długo się zastanawiałem, czy podzielić się tym. Niedawno zrobiłem dość spontaniczny wpis na Linkedinie o tym właśnie, jak radzić sobie z lękami, jak radzić sobie z wiecznym zmartwieniem się, z presją, z kontrolą wszystkiego i w każdym momencie. Dostałem bardzo dużo pozytywnych informacji, ludzie pisali: „Ja też tak mam”, komentowali w prywatnych wiadomościach: „Fajnie, że to napisałeś”, „Rozpoczynam swoją terapię” itd. Nie jestem ekspertem w doradzaniu. Ostatnią rzeczą, którą chcę robić, to doradzać Wam, jak macie zająć się swoim zdrowiem psychicznym. Ale chcę po prostu pomóc i myślę, że mi to bardzo pomogło. To uczucie lekkości… mam nadzieję, że będzie trwało.

Moi Drodzy Słuchacze, jesteście na pozycjach menedżerskich, często właścicielskich, pracujecie i jesteście myślami non stop w pracy. W związku z tym mam nadzieję, że nie – ale istnieje szansa, że macie podobne problemy. Dodatkowo, tak jak powiedziałem, jest jesień, wszyscy nas straszą dookoła, że nie będzie gazu, że wszystko pójdzie do góry, że inflacja itd. Jak przedsiębiorcy, właściciele, menedżerowie, prezesi mają sobie z tym poradzić? Ten ten odcinek jest dla Was.

Odcinek 66: Praca, presja i depresja

Nie jesteśmy u Drzyzgi, ale opowiem Wam moją historię 😉 Mi to pomogło i wierzę, że być może pomoże też części z Was. Historia zaczyna się dziesięć lat temu, przepraszam – dwanaście lat temu, kiedy poznałem moją żonę i wówczas strasznie uderzyła mi sodówka do głowy. Byłem taką osobą, która się przechwala. Non stop byłem osobą, która walczyła ze wszystkimi naokoło. Wiecie, jak taki typowy budowlaniec, że moje jest lepsze, wasze jest złe itd. Moja żona zauważyła sporo negatywnych emocji, wówczas jeszcze nie moja żona, i poleciła mi taką książkę Louise Hay Możesz uzdrowić swoje życie. Z tej książki właśnie przeczytałem Wam dzisiaj afirmację.

Niektórzy się z tej książki śmieją. Dla mnie to jest ważne. Nie dbam o to, co ludzie o tym myślą, bo to nie moja odpowiedzialność. To jest ta zmiana, z której jestem bardzo zadowolony – ostrzegałem, że ten odcinek będzie o mnie. Dwanaście lat temu przeczytałem tę książkę, kupiłem sobie afirmacje, a następnie posłuchałem kilku kaset czy płyt CD Louise Hay, bo to stare jak świat.

Pamiętam ten okres mojego życia, że był wspaniały, że potrafię rozmawiać ze sobą. Tam są ćwiczenia z lustrem, uśmiechanie się do siebie i po prostu zapamiętałem, że to było takie szczęśliwe życie. Jak sobie robiłem refleksję na koniec roku 202 – zawsze robię taką refleksję – to przypomniałem sobie, że kiedyś byłem bardzo, bardzo szczęśliwy. Miałem mniej pracowników, firma miała mniejsze wyniki, więc postanowiłem dzisiaj do tego wrócić.

Zatrzymując się jeszcze na chwilę te dwanaście lat wcześniej, to na początku pomyślałem: „Co ona gada?”. Jakaś baba będzie do mnie mówić, że mam sobie wyobrazić, że jestem bezpieczny, przecież ja, hero, maczo, mężczyzna, to nie mogę w ogóle robić takich rzeczy. Jednak zależało mi na mojej przyszłej żonie, chciałem się jej trochę przypodobać, więc przeczytałem książkę i stał się cud, po prostu. Uśmiechnięty, lekki, szczęśliwy, z mniejszą dozą zmartwienia się i przede wszystkim z luzem. Moje życie potoczyło się bardzo fajnie. Pamiętam ten okres jako czas takiego spełnienia. Uważam, że w życiu jedną z najważniejszych rzeczy to nie jest szczęście, tylko poczucie spełnienia, że jest dobrze, tak jak jest – właśnie to, co mówiłem dzisiaj. niestety, jak już coś zaczyna działać to, co robimy? Zostawiamy. Odpuszczamy. Podobnie z dietami: zaczyna działać, to odpuszczamy. Odpuściłem i moje życie potoczyło się tak, że był ciąg na bramkę. Biznes, biznes, biznes, biznes. Więcej, szybciej, więcej, więcej, więcej, szybciej, więcej, szybciej.

Tak jak wspomniałem, jakiś tydzień temu opublikowałem na LinkedInie historię, dość spontanicznie, po prostu poczułem, że warto byłoby to zrobić. Brzmiała ona tak:

„Kochani, mała refleksja. Ostatnio jest mi w życiu lżej i być może kogoś z Was zainspiruję, komuś pomogę, ktoś może mieć ten sam problem. Jakiś czas temu, myślę, że w 2020 roku (więc historia się u mnie powtarza) odpuściłem te afirmacje, medytacje i doszedłem do takiego poziomu stresu, presji i oczekiwań, którego nie byłem w stanie już zaakceptować. Ciągła „rozkminka”, ciągłe zamartwianie się, odpowiedzialność za wszystko i wszystkich”. 

Takie tempo życia z masą używek, z masą, że tak powiem, relaksowania się – nie do wytrzymania! Emocje, poczucie winy… Dodatkowo poczucie, że muszę być we wszystkim najlepszy. Muszę sam się wszystkim zajmować, robić rzeczy, na których się nie znam. Doszedłem do takiego poziomu, że każde pytanie moich wspólników, partnerów, menedżerów czy pracowników traktowałem jako czepianie się, jako atak na mnie. Jeżeli ja powiedziałem, że będziemy robić biznes b2c subskrypcyjne i ktoś zadał pytanie: „Jaki masz na to konkretny pomysł?”, to ja odbierałem to jako atak: „Nie wierzysz mi? Odwal się”. Nie będę używał kolokwializmów, choć w jednym momencie w tym odcinku będzie, więc wybaczcie. Mówię: „Nie wnikaj w mój obszar, tak się podzieliliśmy”.

Nie wiem, czy znacie to uczucie, ale wyobrażam sobie to tak, że masz dwie liny, które mocno trzymasz w obu dłoniach i one cię ranią. Jak nie puścisz, to poleci krew. Jest napięcie w organizmie, jest wieczny stres. Mówiłem: „Nie wnikaj, to mój obszar, ja o tym decyduję, nie ty. Spadaj” – agresywnie, bardzo agresywnie. Później plotkowałem o tych ludziach, szukałem pocieszenia wśród innych partnerów biznesowych. „Zobacz, jak on się zachował na tym spotkaniu”. Głupota straszna. W ogóle z tym zajmowaniem się rzeczami, na których się nie znacie, na którym się nie znam i koniecznie udowadnianie, że jestem w tym super najlepszy, to przypomina mi się mój ulubiony kawał. I tu będzie przekleństwo.

Kawał o jamniku. Tym jamnikiem to ja jestem w tym przypadku. Słuchajcie, kawał leci mniej więcej tak. Gość był hazardzistą i miał jamnika. Obstawiał wyścigi psów i zabierał na te wyścigi swojego jamnika. I ten jamnik mówi: „Słuchaj, a ile w tych wyścigach psów można wygrać?”. Charty biegały, takie wiecie, wysportowane psy. I ten jamnik z krótkimi nóżkami mówi: „Słuchaj, ile tu można wygrać? Gość odpowiada: „Wiesz co, główna nagroda to jest 100 tysięcy funtów”. Jamnik na to: „Słuchaj, stary, jak mnie tak wytrenujesz, jak mi kupisz bieżnię, to ja dla ciebie wygram te zawody i spłacisz sobie wszystkie swoje hazardowe długi”. No to gość myśli „Nie mam nic do stracenia”. Kupuje jamnikowi tę bieżnię, i co?

Jamnik trenował i trenował, strasznie się zaangażował, dzień i noc. Wiecie, w ogromnym stresie, ogromnej presji. Schudł niesamowicie i był przygotowany do tych zawodów. Jamnik czuł, że może zdziałać cuda i może wygrać wyścig, mimo że przeciwnicy mają dłuższe nogi, większe predyspozycje do tego wygrywania. Jamnik przekonany o swojej przezajebistości, mówi do tego gościa w dzień zawodów: „Słuchaj, mam taką formę, że postaw cały dom, postaw wszystko, bo ja na pewno to wygram”. No i zaczynają się wyścigi. Start. Jamnik wystartował, charty wystartowały, raz go zdublowały, drugi raz go zdublowały… Gościu załamany trzyma się za głowę. No ale jamnik biegnie, biegnie. Nagle wywrócił się na plecy. Ten właściciel przeciska się przez tych ludzi, krzyczy: „Mój pies. Mój pies”. Podchodzi do niego i pyta: „Jamnik, co się ku*wa stało?” A ten odpowiada: „Ku*wa stary, nie wiem”.

To jest mniej więcej o tym, jak chcesz wszystkim naokoło udowodnić, że jednak jesteś super świetny w tym wszystkim. Wybaczcie kolokwializm, po prostu był w kawale i ja go użyłem jeden do jednego. Doszedłem do miejsca, w którym ta presja była nie do zniesienia. Podam Wam przykład. To się skończyło u mnie potężnymi lękami. Do takiego poziomu lęku to mnie doprowadziło, że spotkałem się z psychiatrą. Poprosiłem o Xanax. Nigdy tego nie brałem, ale ktoś mi o nim powiedział. Uwielbiałem latać samolotem. W 2020, na przełomie 2020 i 2021 roku doszedłem do takiego stanu, że bałem się wchodzenia do samolotu, ponieważ traciłem kontrolę. To nie ja go prowadziłem.

Całe życie wydawało mi się, że mam klaustrofobię, ale to był lęk przed tym, że będę w sytuacji bez wyjścia. Schowałem sobie do portfela bardzo ciężkie leki, takie jak Xanax, ciągle je noszę. Dają mi pewne poczucie bezpieczeństwa. Nie biorę, ale wyobraźcie sobie, że rzeczy, które uwielbiałem, zamieniły się dla mnie w katorgę, czyli lot samolotem. Nie mówię, że Wy to macie, ale chodzi o to, że nieleczona presja, ciągłe zamartwianie się, że tak powiem obarczanie swojego umysłu negatywnymi myślami doprowadzają w pewnym momencie – podobnie jak brak diety, brak sportu – do tragicznej sytuacji. U mnie zamieniło się to w poważne lęki.

Jak ja to mówię: „Każdy ma swoje Kilimandżaro i każdy ma swoją studnię”. Moją studnią było to, że poleciałem na finał Ligi Mistrzów, gdzie zamartwiałem się, jak ja wrócę do domu i czy ten samolot na pewno będzie odpowiednio leciał… Nie boję się latać, ale boję się tej zamkniętej przestrzeni w związku z tym, że nie mogę sam zdecydować, czy w tym momencie mogę wyjść.

Powiedziałem dość, bo doprowadziło mnie to do ciągłego zmartwiania się, spania po dwie, trzy godziny i postanowiłem udać się do ekspertów. Zapisałem się na warsztaty z lęku, z których trzy razy chciałem się wycofać, bo przecież mężczyzna to ma być silny, a psychoterapia to temat tabu i dla mięczaków. Tak po prostu byłem wychowywany, więc na początku, to była walka ze stereotypami, ale zapisałem się na te warsztaty lęku. Moi terapeuci razem, o ile dobrze pamiętam, mają około 140 lat, wspaniali ludzie.

Pojechałem na trzy dni takich warsztatów. Po nich żałowałem. Na początku oczywiście wszystkich obgadywałem, że to nieprofesjonalne, nie mieli slajdówJ, że za wolno, że za duża rozkmina, że ja chcę konkretów, takie typowe życie cwaniaka. Nawet chciałem reklamację złożyć! Najgorzej miałem po tych warsztatach. Przez pierwszy miesiąc żałowałem, ponieważ moje lęki się nasiliły i zamieniły się w paranoję. Oglądałem się za siebie i znowu byłem, nie tyle rozczarowany, co strasznie spanikowany. Po mniej więcej miesiącu, dwóch miesiącach, było tylko lepiej, lepiej, lepiej. Doszło do mnie, że ta terapia, ten warsztat potrzebował trochę więcej czasu i poradziłem sobie z tym. Duża poprawa życia, ale z deszczu pod rynnę.

Kiedy poradziłem sobie z lękami, tymi paranoicznymi, z takim już permanentnym lękiem, który powodował u mnie bardzo duży ścisk, napięcie, stres, to zacząłem zmagać się z mniejszymi lękami. Oczywiście biegałem cały czas, ale to pomagało mi tylko na chwilę. Lęki zamieniłem na coś, że tak powiem, mniejszego kalibru, na zamartwianie się. Takie, które towarzyszy większości przedsiębiorców. To wygląda mniej więcej tak: „Co, jak nie będzie zamówienia?, Co, jak nie będzie pieniędzy? A co, jak ktoś od nas odejdzie? Jak przegramy ten przetarg? Jak ludzie nie będą tego kupować?”, itd.  To zmartwienie też narasta. „Co, jeśli stracę firmę? A co, jeśli zrobimy źle projekt? A co, jeśli? A co, jeśli? A co, jeśli?”. Praca po 16 godzin, powrót, oglądanie telefonu. Rano pierwsza rzecz, wstawanie z łóżka i telefon do ręki i oglądanie.

Zacząłem się zastanawiać. Zryw – pomógł mi zryw. Warsztaty z lęku pomogły mi rozwiązać poważniejszy problem, za co bardzo, bardzo, bardzo dziękuję. Natomiast to zamartwienie powodowało, że ciągle byłem w przyszłości. Nie mogłem się skupić na radości przeżywania tego mojego życia. Mam tyle fajnych rzeczy w życiu, cudowną rodzinę, wspaniałą firmę. Nie o to chodzi, żeby się chwalić, ale byłem na pięciu finałach Ligi Mistrzów, bo jestem obsesyjnym kibicem Realu Madryt. Mówiłem, że będzie o mnie. Mam nadzieję, że wybaczycie. Puenta też będzie moim zdaniem przydatna.

W każdym razie na ostatnim finale Ligi Mistrzów w Paryżu, wspaniały mecz Real Madryt vs Liverpool, a ja mniej więcej od połowy meczu zamartwiłem się, czy na pewno uda mi się dotrzeć do hotelu, czy na pewno nikt mnie nie napadnie po drodze itd. To cholernie chore, więc postanowiłem wrócić do swojego terapeuty, z którym pracuję na poziomie terapii behawioralnej. Jestem amatorem w tym wszystkim i nikomu nie chcę doradzać. To nie o to chodzi. Uważam, że moja historia może po prostu części z Was pomóc i postanowiłem, wiecie jak w Lean i w tym co my uczymy, podejść do tego metodycznie.

Problem solving polega na tym, że nie skaczesz do konkluzji, tylko stosujesz zasadę: zrozum problem zanim go rozwiążesz i mi to trochę zajęło. Zrozumiałem, że moim problemem jest obsesyjna potrzeba kontroli wszystkiego w życiu. Ciągłe napięcie z tym związane prawdopodobnie z dzieciństwa i z relacji z dzieciństwa. To na razie zostawiłem, bo nie jestem gotowy o tym mówić. Ciągłe napięcie, ciągły natłok myśli. Inni zastanawiali się, czy wyłączyli żelazko, a ja: „Czy wszystko wszystkim powiedziałem? Czy na pewno ludzie zrozumieli? Czy na pewno na stronie internetowej w taki sposób to będzie, czy na pewno ten telewizor, który powiedziałem, że trzeba kupić do biura, będzie stał w dobrym miejscu?”. To wszystko ewoluowało i te emocje w zależności od tego, w jakim byłem stanie, to była agresja, knucie, plotkowanie, przepraszanie, poczucie winy, znowu agresja, znowu napięcie, znowu większy stres. Tylko po co? Po co? Dlaczego ja mam być za wszystko odpowiedzialny?

Odpuszczanie, o którym dzisiaj mówię, to jest podjęcie decyzji o tym, co jest dla mnie ważne, co ja chcę robić osobiście, jakie decyzje chciałbym podejmować. Reszta to jest danie ram tym wszystkim wspaniałym ludziom, z którymi pracuję. Odpuszczanie to zaprzestanie napinania się o każdą „pierdołę”. Ktoś mi zajechał drogę? Tak miało być! Stoję w korku – tragedia: „Dramatyczne drogi w tym Krakowie czy w Warszawie”, a dzisiaj myślę: „Fajnie, mogę w tym korku posłuchać sobie podcastu”. Zacząłem zamieniać „muszę”, „powinienem” na „mogę”. Wróciłem jeszcze raz do książki.

To, czego nauczyłem się od Łukasza Kruczka – przepraszam za tyle wątków – że jak skoczkowie za bardzo przekombinują, nie wychodzi im na skokach na treningach, to wracają do starych ustawień, ustawień, które przynosiły określone rezultaty.

Przypomniałem sobie, co spowodowało wcześniej, że dobrze mi się żyło, przypomniałem sobie Louise Hay, starą, dobrą Louise Hay. Kupiłem sobie jeszcze raz te książki, zacząłem je czytać. I co się dzieje? W połączeniu z tą terapią jest dużo lepiej. Na mnie super działa: „Jest dobrze, tak jak jest. Jestem bezpieczny. Powierzam swoją osobę istocie wyższej”. Nie mówię tutaj o wierze, raczej o duchowości. Jestem osobą bardzo tolerancyjną i nie będę krytykował fundamentalnych rzeczy, takich jak wiara. To jest Wasza sprawa. Uważam po prostu, że człowiek składa się z ciała, umysłu i duszy. Ciało możemy rozwijać treningiem, umysł – zagadkami, rozwiązywaniem problemów itd. A duszę? Duszę trenujemy medytacjami, terapią, czytaniem, afirmacją. Wróciłem więc do książki Louise Hay. Przez ostatni rok przeczytałem ją 4 razy. Towarzyszy mi, mam ją w torbie cały czas. Ciągle do niej wracam. Książka nazywa się Możesz uzdrowić swoje życie. Oczywiście książek Louise Hay jest sporo. Głównie kobiety czytają te książki. Znam też mężczyzn, którzy czytają.  Bardzo, bardzo, bardzo polecam książkę. Dodatkowo włączyłem sobie na Audible, ale też znalazłem ostatnio darmowe wersje na YouTubie: poranną i wieczorną medytację.

Ostatnio pokazywałem znajomemu medytację i ona w tej medytacji mówi: „Przełóż teraz taśmę na drugą stronę”, „Proponuję ci nie czytać gazety przed zaśnięciem”, „Wyłącz też telewizor”. I ten znajomy mówi: „Jakie stare”. Cały czas szukałem czegoś nowego, takiego, jak to moja siostra mówi „modernego”, czegoś co jest apką, jak Headspace, Calm itd. Na mnie działa Louise Hay, która mówi „Zacznij swój dzień od tego, żeby zrobić sobie sesję wdzięczności”. Ciekaw jestem, jak zareagujecie na tę książkę, zwłaszcza ci, co jej nie czytali, bo ci, co ją czytają, to znają. Ona jest po prostu cholernie pomocna w moim przypadku, ja to mówię z dużym uśmiechem, mam tę książkę obok siebie. Jestem po prostu bardzo, bardzo wdzięczny, że moja żona kiedyś mi to podrzuciła, ponieważ ja nie zmieniam swoich celów. Ciągle jestem ambitny, ciągle chcę robić fajne rzeczy, chcę robić duże rzeczy, ale nie z czerwonymi oczami, nie za wszelką cenę, nie z zagryzionymi zębami, że „ja wam ku*wa pokażę!”. To w ogóle nie o to chodzi.

Bardzo ciekawa rzecz, bo dużo ludzi mówi: „Ale jak to? Odpuszczanie? Akceptacja? Jest dobrze, tak jak jest? To nie będziesz się rozwijał!””. Właśnie o to chodzi, że ta akceptacja powoduje, że się rozwijasz tam dokładnie, gdzie chcesz. W związku z tym ja włączam sobie poranną, wieczorną medytację Louise Hay, łączę ją z Vishenem Lakhianim, o którym wspominałem w jednym z odcinków. Te stare rzeczy na mnie działają: „Jest dobrze, tak jak jest. Wszystko dzieje się po coś. Tak miało być. Pokora równa się akceptacja, miłość, praca z lustrem, rozmawianie, pozytywne podejście”. Zrozumiałem, że 90 % rzeczy, którymi się przejmuję, to są „pierdoły”. Dodatkowo non stop się spieszyłem.

Ciągle gdzieś się spieszę. Wyjeżdżam z żoną do Krakowa i mówię: „Kurdę, musimy wyjechać o piętnastej, bo korki, korki”. Wyjechaliśmy 19.30. I co z tego? Było super! Chodzi o to, żeby przestać przejmować się „pierdołami”.

To, co mi się podoba w Louise Hay to jest taki bardzo fajny tekst: „To nie rzeczywistość wpływa na nasze samopoczucie tylko sposób, w jaki ją pojmujemy”. Niesamowite. Przykład: pada deszcz. Mogę powiedzieć: „Boże, jaka beznadziejna pogoda” lub założyć z dzieciakami kalosze i pochlapać się w kałużach. Bardziej przyziemne rzeczy: zepsuł mi się ostatnio samochód. Żeby było jasne, tak długo pielęgnowałem w swoim umyśle złe myśli, beznadziejne, że w ustawieniach fabrycznych mój umysł podpowiada mi: krytykuj, narzekaj. Zepsuł mi się samochód, Duże pieniądze, bardzo fajne auto… i trzy tygodnie w serwisie. Pierwsza myśl: „To jest niesprawiedliwe. Tyle płacę, muszę płacić ratę leasingową, dali mi samochód zastępczy na 5 dni” itd. W pewnym momencie – i to jest praca nad sobą – przychodzi taka myśl: „Hej, samochód się zepsuł, bo się zepsuł. Tak miało być. Czekają na część, bo ktoś dba o moje bezpieczeństwo. Nie chcą mi oddać samochodu dlatego, że chcą, żebym był bezpieczny”. Znalazłem świetne rozwiązanie. Mam samochód i po prostu cierpliwie czekam. Wiecie dlaczego? Bo to nie jest ważne dla mnie, bo ja sobie określiłem, że to akurat nie jest dla mnie ważne.

Inny przykład. Niedawno z moimi przyjaciółmi polecieliśmy do Afryki na kite’a. Bardzo fajny lot. Dziękuję też mojej żonie, że po prostu mam taką możliwość spędzania czasu bez rodziny, kiedy mogę być ze znajomymi. To jest też cudowne w kontekście partnerstwa. Oczywiście działa to w dwie strony. Samolot był opóźniony o cztery godziny, ponieważ – jak to na lotnisku – nie przybył z poprzedniej destynacji na czas, dlatego, że była jakaś drobna usterka. Lądujemy na tym Zanzibarze. Piękne miejsce. Ja uwielbiam w ogóle Zanzibar. Cztery godziny opóźniony lot. Siedzimy sobie w autobusie i czekamy na resztę turystów, którzy byli rozwożeni po hotelach i zaczyna się dyskusja.  „Oszukali mnie”, „Kto mi odda te pieniądze?” „Zapieprzyli mi cztery godziny mojego urlopu!”

Zagadałem do jednej takiej starszej pani: „A może tak miało być? A może warto podziękować za to, że bezpiecznie dolecieliśmy? Za moment będzie pani w hotelu w pięknych okolicznościach. Czy była już pani tutaj?” Patrzyła na mnie jak na wariata. Co ja będę kogokolwiek przekonywał?

Dla mnie pokora równa się akceptacja. Jeden z moich terapeutów od lęku, jak mu zadałem pytanie: „A co to według ciebie jest pokora?”, spojrzał na mnie – szukałem definicji słowa pokora, oczywiście intelektualnej, bo ja wszystko intelektualizuję, racjonalizuję, od lat i mówi: „Pokora to akceptacja”. Po prostu podchodzisz do rzeczywistości w taki sposób: Pada deszcz. Fajnie, ma tak być. Nie ma złej pogody. Zepsuł mi się samochód. Ma tak być. Nie ma żadnego problemu. Problemy są tak naprawdę w większej kategorii. Problemy ze zdrowiem, ze śmiercią – to są problemy. A 90% to „pierdoły”, które sobie wymyślamy i podnosimy do kategorii tragedii.

Zacząłem sobie mówić, że jestem bezpieczny, że jest dobrze tak, jak jest. Oczywiście, to nie działa jak za pstryknięciem palcami. Mówię: „Przegrałem klienta, to tak miało być”. Ostatnio przegraliśmy przetarg z firmą, z którą czasami konkurujemy. Napisałem do klienta, że życzę im powodzenia. I nie napisałem tego, tak jak kiedyś, z przekąsem, tylko naprawdę życzę im powodzenia, dlatego że każda firma, która zwiększa zaangażowanie pracowników, powoduje, że jest im lepiej w pracy. Mam nadzieję, że mi nie przejdzie. Bardzo dużo moich znajomych mówi w niecenzuralnych słowach, że mnie pogrzało, że tak się wyrażę. Jest mi dobrze tak, jak jest, w związku z tym, że ważne jest podejście, a nie rzeczywistość. Tych przykładów jest setka i sami na pewno macie takie przykłady.

Oczywiście wracają do mnie non stop demony przeszłości. Podam przykład ogromnego obwiniania się i poczucia kontroli, poczucia dowożenia wszystkiego. Ostatnio byłem chory, więc nie poszedłem do pracy.

Wiecie, jaka była pierwsza myśl? „Zawiodłem. Jestem bezużyteczny, moi ludzie nie będą mieli co robić”. Po chwili – bo mam teraz takie refleksje – mówię: „Tak miało być, nie zarażę innych, odpocznę sobie, zostanę w domu, będę z dzieciakami, odwiozę je do szkoły” itd. Na mnie akurat działa Louise Hay. To, do czego namawiam tych z Was, którzy mają podobny moment w życiu, oczywiście nie lekkości, tylko tego zamartwiania się, lęków, czerwonych oczu, tego napięcia, konieczności odreagowania używkami, to żeby się po prostu na chwilę zatrzymać. Zatrzymać i odpowiedzieć sobie na takie proste pytanie: „Co jest dla mnie ważne? Co akceptuję, że tak miało być? Co chcę zmieniać? Na co chcę mieć wpływ?” I żeby umieć odróżnić rzeczy od siebie.  

Louise Hay ma cudowne dwanaście zasad. Przytoczę tutaj tylko wybrane:

  • Przestań się krytykować, przestań krytykować siebie i to, co jest naokoło.
  • Wybaczaj i sobie, i innym. Przeszłość? Nie masz na nią wpływu. Jedyną rzeczą, którą możesz zrobić, to wyciągnąć refleksje.
  • Stop to scaring yourself, czyliPrzestań się zamęczać rzeczami: co będzie, co się wydarzy, co się stanie. Ja mam taką osobowość, która uwielbia się straszyć, która uwielbia wymyślać nawet niekonwencjonalne i całkiem irracjonalne scenariusze. Bądź miły dla siebie, dla swojego umysłu. Doceniaj siebie, wspieraj dobre myśli. Zadbaj o swoje ciało – sport 3, 4 razy w tygodniu. 
  • Przeprowadzaj pracę z lustrem. Powiem Wam szczerze, że taka praca z lustrem jaką pierwszy raz miałem, to jest coś. Dla części z Was to, co mówię, będzie przedszkolem, „pierdołami”. Ja też tak myślałem i nie namawiam do tego, żebyście to robili. Mnie to pomogło. Jest takie ćwiczenie, w którym podchodzisz do lustra i mówisz: „Kocham cię”. Jak sobie przeczytałem pierwszy raz te 12 lat temu z tej książki, mówię „ale łatwe”, poszedłem… i nie dałem rady. Tak. Mam takie zapędy narcystyczne, co słychać w tej historii, bo opowiadam o sobie, ale to jest naprawdę trudna rzecz. Louise Hay uważa, że wszystko, co dzieje się złego w naszym życiu, wynika z dzieciństwa i z obwiniania siebie, nieakceptowania siebie, braku miłości do siebie.
  • Love Yourself. Do it Now.
  • Have Fun! Przypomnij sobie, jakie miałeś życie, jak byłeś dzieckiem i zastanów się, dlaczego teraz nie możesz sobie pozwolić na to, żeby czerpać radość, na carpe diem itd.

Przy okazji przypomina mi się doskonała książka Spencera Johnsona. Jego najbardziej popularna to Who moved my cheese?, czyli Kto ukradł mój ser?, ale ma on w mojej ocenie dużo lepszą książkę. Jakiś czas temu próbowałem kupić, były tylko używane, a książka nazywa się Prezent. Nie będę tutaj spoilerował tej książki, tak samo jak nie będę wam spoilerował Louise Hay, ale książka Spencera Johnsona Prezent jest o tym, jak tracimy życie, kiedy dorastamy. Uważam, że jest taki moment u większości ludzi, kiedy idziemy do pracy, ale nie ten, kiedy rozpoczynamy karierę zawodową, tylko ten, kiedy bierzemy kredyt hipoteczny. Taki moment, w którym zaczyna się u wielu, wielu osób po prostu… wegetacja.

Wśród zasad Louise Hay, moja ulubiona to Stop scaring yourself. Przestańcie się straszyć, jest dobrze tak, jak jest, tak miało być i akceptacja, pokora. Generalnie bardzo ciekawe są te tipy tych wszystkich ludzi, żeby zadbać o kondycję psychiczną, tak samo jak dbamy o kondycję fizyczną. Są treningi, nawyki, tipy, powtarzanie, powtarzanie i jeszcze raz powtarzanie i to, czego Kochani ja się nauczyłem – powtarzam, jestem amatorem – ale czego nauczyłem, studiując kilka osób od właśnie pozytywnego myślenia. Przytoczę tutaj te dwa autorytety Louise Hay, o której mówię cały odcinek, i Vishena Lakhiani, autora doskonałej książki The Code of Extraordinary Mind. Cudowna rzecz. Jeszcze jest taka kobieta, którą też pewnie wszyscy znacie: Brené Brown, Atlas of the Heart, serial jest na HBO i też jest film na Netflixie.

Do wspólnego mianownika z tych wszystkich rzeczy, które mówią ci mądrzy ludzie, sprowadziłbym 7 takich aspektów, które w mojej ocenie zmieniają jakość życia. Chodzi o trening psychiczny, trening umysłu.

  • Compassion, trening serdeczności, miłości.
    To jest dla mnie trening serdeczności, miłości, troski, bycie serdecznym dla innych ludzi. Dla mnie to było tak odkrywcze, dlatego że ja wszystkich traktowałem jako zagrożenie dla mnie. I z partyzanta patrzyłem na ludzi, co oni mogą mi zrobić. Większość rzeczy traktowałem jako transakcyjne, czyli jeżeli ktoś coś mi wysyłał, dawał w prezencie, nie wiem, biznesowo, to ja się zastanawiałem, czego on będzie ode mnie chciał. Compassion trening serdeczności, miłości.
  • Gratitude, czyli wdzięczność.
    Proponuję od tego zaczynać dzień. Świetna jest medytacja wdzięczności na apce Omvana nazywa się to Gratitude. Trwa 5 minut. Bardzo fajna, od niej zaczynałem. To jest jedyna medytacja, która mi wychodziła. Po prostu dziękujesz za trzy rzeczy związane z Twoim życiem, za trzy rzeczy związane z Twoją pracą oraz dziękujesz za 3 rzeczy związane z Tobą. Bardzo fajna rzecz. Działa. Jeśli nie robiliście medytacji, to od tej proponuję zacząć, bo jest po prostu łatwa.
  • Positive approach, akceptacja. Pozytywne podejście do zdarzeń, które się wydarzyły, bo miały się wydarzyć. Oczywiście nie kiedy to są większe problemy.

Tutaj przypomina jedna z rzeczy, które są fundamentem mojego życia. Dzisiaj to modlitwa Marka Aureliusza, czyli Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić – pokora, akceptacja. Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić – druga strona monety. Trzecie życzenie jest przepiękne, bo łączy wcześniejsze Mądrości, bym potrafił odróżnić jedno od drugiego.

Długo nie rozumiałem tej modlitwy. Znajomy mi o niej opowiedział. Tak naprawdę w tej jednej modlitwie jest esencja tego, w jaki sposób powinno wyglądać takie spełnione życie.

„Pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić. Odwagi, aby zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym potrafił odróżnić jedno od drugiego”. To odróżnienie to jest coś, do czego Was namawiam.

Wracając do meritum. Pierwsze compassion, serdeczność, troska o innych ludzi, wysyłanie miłości, drugie gratitude, wdzięczność. Po prostu wdzięczność. Nie ciągłe zastanawianie się, czego nie mam, tylko podziękowania za rzeczy, zdarzenia, ludzi. Wszystko, co tylko sobie wymarzycie. To nie chodzi o wdzięczność za rzeczy materialne, najlepiej za małe rzeczy, za kawę, za to, że ktoś dzisiaj się do ciebie przytulił, za uśmiech, za zdrowie, za łóżko, za co tylko chcecie podziękować. To jest super. Trzecia rzecz positive approach. Akceptacja rzeczy, które po prostu miały być, odwaga do zmiany tego, na co chcę mieć wpływ, oraz mądrość, aby odróżnić jedno od drugiego.

  • Forgiveness, wybaczenie.
    Sobie i innym. Bardzo trudne dla mnie było wybaczenie ludziom, co do których czułem zadrę przez 5, 10 lat. To wybaczenie znowu powoduje, że jest luz.
  • Wizualizacja celów.
    Piąta rzecz dotyczy przyszłości. Robicie tablicę wizualizacji celów, wycinacie z gazet czy ze zdjęć, drukujecie sobie. Ja teraz, jak nagrywam ten podcast, to patrzę na swoją tablicę, co ma się wydarzyć w ciągu trzech lat. Jak robię medytację Vishena Lakhianiego na apce Omvana to tam jedną z pozycji jest, że wyobrażasz sobie, że te rzeczy się zaczęły. Czyli trzy lata, cele do przodu i wyobrażasz sobie, że one się zadziałały. Jeżeli Twoim celem jest tyle i tyle użytkowników na platformie rozwojowej, no to wyobrażasz sobie, że to się zadziało itd.
  • Afirmacja i wizualizacja następnego dnia. Jeśli robicie medytację rano, to wyobrażasz sobie ten dzień po prostu. Robicie sobie projekcję tego dnia po godzinach i wyobrażacie sobie, że ludzie, z którymi się spotykacie, uśmiechają się, że jest bardzo dobra atmosfera. Po prostu w ten sposób dobrze się nastawiacie.
  • Blessing, czyli błogosławieństwo. W cokolwiek wierzycie, z czymkolwiek się identyfikujecie, to robicie afirmację: myśli, słowa, modlitwy, piosenki itd.

To było 7 rzeczy, które moim zdaniem mają istotny wpływ na życie, życie nieagnostyczne. Nie takie, w którym ja się non stop zamartwiam i żyję tak jak nigdy nie umiałbym żyć, po czym umieram jakby nie żyjąc. Compassion, gratitude, positive approach, forgiveness, three years goals, next day send love  i blessing – tak jak w oryginale powiedziałem, po angielsku, tak to po prostu wygląda. Jestem zachwycony tym, ktoś może powiedzieć, co się głupku cieszysz, ale ja jestem zachwycony i uważam, że mogę się podzielić tym z Wami. Wydaje się, że mam też jakąś siłę w mówieniu o tym i po prostu zależy mi na tym, żeby ludzie byli bardziej szczęśliwi.

Stawiam na to, że połowa menedżerów, właścicieli, CEOs-ów jest w tej chwili bardzo zmęczona, zatroskana, zmartwiona, zalękniona i dla mnie ta akceptacja, pogoda ducha, żebym akceptował te rzeczy, odwaga, żebym zmieniał te rzeczy, które chcę zmieniać i tam mieć wpływ, oraz mądrość, żebym odróżniał jedno od drugiego, to jest piękna esencja.

Podam Wam kolejny przykład z ostatniego weekendu. Byliśmy w Krakowie, wynajęliśmy mieszkanie przy Tauron Arena. Moja żona została na nocowanie z dziećmi u swojej siostry i mi powiedziała: „Wiem, wiem, już chcesz jechać”. Pojechałem, wymarzyłem sobie, że obejrzę Broad Peak na Netflixie i słuchajcie, podjechałem na stację benzynową po jakieś przekąski. Podjeżdżam, 18.30 i dwadzieścia metrów od zjazdu na osiedle, w którym mieliśmy wynajęty apartament – korek. Stałem w nim godzinę czterdzieści minut. Ludzie trąbili, prawie była bijatyka, pokazywali sobie środkowe palce. Pierwsza moja myśl „O jejku, nie będę oglądał serialu” itd. I kolejna myśl: „Jest dobrze, tak jak jest. Jestem bezpieczny. Tak miało być”. I posłuchałem spotkań, które mój serdeczny przyjaciel Maciek Noga mi wysłał.  

Maciek Noga ma ogromny wpływ na mój rozwój i on po prostu od czasu do czasu wysyła mi super rzeczy. Od czasu do czasu to mniej więcej raz na tydzień. Wysłał mi podcast, który też wam chciałem polecić. The Tim Ferriss Show. Odcinek 409 z Brené Brown. Ona jest bardzo fajna. Dla mnie to jest taka „nowa” Louise Hay, która mówi o wrażliwości, o emocjach, o sercu. Wszystko to samo. Trzeba znaleźć sobie swoje autorytety. Osobiście nie lubię doradztwa typu: „Dobrze ci radzę”. Ci ludzie nie doradzają. Tak samo jak ja nie mam ambicji doradzać Wam. Może mówiłem „Róbcie to, róbcie tamto”. To jest Wasza sprawa i to, co biorę od Brené Brown, to dwie dla mnie cudowne rzeczy.

Po pierwsze, Brené Brown mówi: „Jeśli chcesz być spełniony w życiu, to musisz pokochać normalność, zwyczajność”. Określa to jako ordinaryness. Takie codzienne życie: ubieranie dzieci do szkoły, posiłki z rodziną, telefon od mamy, która się pyta czy ciepło się ubrałeś. Brené mówi, że doceniamy normalność wtedy, kiedy ją stracimy, kiedy ktoś bliski nam umrze. „Nie jesteś szczęśliwy w konkretnych chwilach (eventach). Jeśli chcesz być spełniony, to doceniaj i pokochaj zwyczajność. Cudowne dla mnie, dlatego, że moje życie przez ostatnie 10 lat, to siedem lat przeciekło mi przez palce, jak nie więcej, ponieważ ciągle za czymś goniłem i ciągle oczekiwałem czegoś nowego.  

Druga niesamowita rzecz, którą powiedziała Brené Brown w kontekście rodziny, a ja to biorę w kontekście rodziny i zespołu, to jest, że ona nie wierzy w podział obowiązków, we wsparcie fifty-fifty. Ona mówi, że wierzy w eighty-twenty i słuchając tego podcastu dalej, wspomina, że ma taki rytuał ze swoim partnerem, ze swoim mężem, że oni oceniają, jak się czują, mentalnie. Gdy ona się czuje na 20 procent ze stu, a on się czuje na 80 procent, to ktoś ma lead. Ktoś wspiera tę drugą osobę, ktoś ją zastępuje. Nie chodzi o to, żeby się głupio podzielić obowiązkami 50/50, bo tak jest „fair”. Nie, fair jest wtedy, kiedy ja wiem, że mogę na kogoś liczyć, kiedy jest mi gorzej. Na szczęście tych kryzysów nie mamy w tym samym momencie.

To samo jest w przypadku firmy. Uważam, że menedżerowie średnio raz, dwa razy do roku mają kryzys i nie wszyscy w tym samym czasie. Odpowiedzcie sobie tutaj na pytanie, czy macie takie wsparcie, czy macie kogoś, kto powie Wam „Jestem z Tobą”, czy macie rodzinę, czy macie na kogo liczyć, czy macie serdeczność w swojej firmie, a nie tylko silosy i patrzenie, kto komu może bardziej dowalić. To jest esencja moim zdaniem skutecznego CEO który wie, że nie musi być niezniszczalny, że ma gorsze chwile i wie, że może z kimś o tym porozmawiać. To jest coś pięknego.

Dlatego czuję dzisiaj takie oświecenie i pomyślałem, abstrahując od tego, co o tym pomyślicie, to nie jest moja odpowiedzialność, że warto będzie się tym podzielić. Nie jest moją ambicją zostać polskim ekspertem od medytacji, zdrowia psychicznego czy pozytywnego myślenia. Absolutnie jestem w tym aspekcie kompletnym amatorem, tylko mówię to przez uśmiech, jestem strasznie zadowolony. Dalej ambitny, dalej z cudownymi celami, dalej z fajną atmosferą do nagrywania tego podcastu. Tak, miałem wątpliwości, nie chciało już mi się tego robić, więc wybaczcie, też potrzebowałem tej przerwy. Mój znajomy nawet mnie spytał, czy nie boję się, jak ludzie to ocenią. To jest ich sprawa, jak ocenią moją pracę. Ja nie jestem za to odpowiedzialny. To, co ja mogę zrobić, chcę i czuję, to mogę opowiedzieć tę historię, żeby pomóc.

Kochani, mówiłem o tym, że nie daję rad, ale zadbajcie o swoją kondycję psychiczną, tak samo jak dbamy o kondycję fizyczną. Medytacja, afirmacja, modlitwa, refleksja, zatrzymanie się na chwilę. Uważam, że w ogóle wspólnym mianownikiem tych wszystkich rzeczy, takiego spełnionego życia jest refleksja. Im częściej zastanawiam się, jak mi idzie, tym częściej mogę coś zmienić, tym częściej mogę coś poprawić. Na koniec to, co u mnie działa, cudownie ściąga poczucie winy, depresję, zamartwianie się to afirmacje. Dla mnie: „Jest dobrze, tak jak jest. Jest dobrze, tak jak jest teraz. Jestem bezpieczny i ktoś większy ode mnie (akurat wierzę w siłę większą ode mnie), dba o mnie i mogę powierzyć mu życie”. To powoduje, że nie musisz mieć takiego poczucia kontroli wszędzie, czyli „powierzam swoje życie istocie wyższej” – tak dokładnie to brzmi, jakkolwiek wstydzę się teraz lekko, gdy to mówię, ale to działa. Uważam, że inaczej po prostu musimy kontrolować całe swoje życie.

Samochód się zepsuł. Tak miało być. Nie wygrałeś dealu. To tak miało być. Nie sprzedali ci domeny. Tak miało być. Mam cudowną rodzinę, dam się pokochać. Ja po prostu cały czas to odrzucałem. Dzieciaki krzyczą, ale są i są zdrowe, i cudownie. Zespół – oni też chcą odpowiedzialności. Ludzie chętnie wezmą ode mnie kawałek stresu. Zrozumiałem to stosunkowo niedawno w rozmowie z moim przyjacielem Bartkiem Długokęckim. Jest taka definicja, że przyjaciel powie ci prosto w twarz, a broni cię na zewnątrz. I ten przyjaciel powiedział mi: „Ty nie zaakceptowałeś tego, że ta firma już nie jest tylko twoja”. Byłem strasznie wkurzony na to, co on powiedział. Tylko że wiecie, to wyróżnia właśnie ludzi, którzy potrafią do siebie mówić wprost.

Akceptuję siebie w stu procentach taki, jaki jestem, moją wagę, mój wygląd, moje starzenie się. Akceptuję siebie w stu procentach. Kocham siebie. Daję czas czasowi. Jedna z pięknych sentencji, której się kiedyś dowiedziałem. Na wszystko jest czas. Nie musi się to wydarzyć teraz. Rozmawialiśmy ostatnio o naszej Leanovatice, która za moment zmieni nazwę i powiedzieliśmy sobie: „Mamy czas, nie musimy się denerwować, że ktoś nas skopiuje. Mamy czas.”.

Zaczynam dzień od sesji Louise Hay. Włączam jej medytacje. Rano ona ma takie night-day meditation. One trwają 25 minut. Trochę są infantylne dla niektórych, na mnie działają. Mówię, trzeba znaleźć siebie. Zaczynam dzień od sesji wdzięczności. Ona też zadaje piękne pytanie: od czego zaczynasz swój dzień? Od przeglądania Onetu, Wirtualnej Polski czy od sesji wdzięczności, czy od czegokolwiek innego? Poranna, wieczorna medytacja, 3-4 razy w tygodniu wysiłek fizyczny. Ja akurat przekonałem się do biegania i wtedy zakładam słuchawki i słucham sobie książek na Audible. Afirmacje i przekonanie, że to moje myśli kreują rzeczywistość – jak ten korek w Krakowie, a nie rzeczywistość ma na mnie wpływ. To jest w ogóle niesamowite.

Podsumowując to wszystko, jeszcze raz zacytuję słowa Marka Aureliusza, tę modlitwę. „Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić. Cudowne! Użycz odwagi abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego, czyli akceptuję z pokorą te rzeczy, które wydarzają się w życiu, dlatego, że tak miało być. Zmieniam te rzeczy, które są dla mnie ważne, na które chcę mieć wpływ i o które się troszczę i potrafię odróżnić jedno od drugiego, czyli np. robię sobie listę celów, listę zadań i listę obszarów, które są dla mnie istotne.

Kończąc ten wywód o sobie, dużo pracy przede mną, ale ulga, którą mam dziś, jest niesamowitym doświadczeniem. Dlatego nagrałem ten odcinek, ponieważ uważam, że może to komuś pomóc. Przeczytajcie Louise Hay, ponieważ życie z obsesyjną potrzebą kontroli prowadzi do depresji lub i uzależnień, więc dzisiaj odpuszczam. Kiedyś nie mogłem tego przeżyć. Odpuszczanie nie oznacza braku sukcesów. Odpuszczanie daje siłę na konsekwentne poruszanie się w wybranym kierunku.

Moi Drodzy, wysyłam Wam masę serdeczności i miłości. Trzymajcie się ciepło, życzę wam zdrowia. Życzę Wam refleksji. Życzę wam odpuszczania. Życzę Wam niezamartwiania się i życzę Wam tego, żebyście po prostu byli szczęśliwi i słyszymy się w kolejnym odcinku.

Za tydzień potraktuję sobie już ten ostatni kwartał jako takie konkretne rady dla skutecznego CEO. Będziemy nagrywać odcinki jak krok po kroku przeprowadzać swoją organizację przez transformację i budować poczucie zdolności do adaptacji.

Na koniec, słuchajcie – ogłoszenie parafialne. W styczniu ruszamy z bardzo fajnym programem, w skrócie LEP J Nie będziemy używać tego skrótu, program nosi nazwę Leadership Executive Program. Po raz pierwszy w historii naszej firmy robimy program rozwojowy, nie Leanowy. Jest on przeznaczony tylko i wyłącznie dla tak zwanego C-levelu. Czyli musisz mieć 10 lat doświadczenia w byciu członkiem zarządu, właścicielem organizacji i prezesem, lub menedżerem najwyższego szczebla w organizacji pod zarządem.

Będzie rekrutacja, będzie selektywna rekrutacja na ten moment. Uruchamiamy w styczniu 20-osobową grupę i to będzie jedna grupa. Zostało nam w tej chwili 18 miejsc. Ogłosiłem to dwa dni temu i już dwa miejsca zostały zarezerwowane. Koszt uczestnictwa to jest 35 tys., cena regularna to 45 tys., ale dajemy 10 tys. rabatu dla pierwszej grupy.

Zajęcia będą się odbywały stacjonarnie. Za moment pokażemy Wam grupę trenerską, pieczołowicie ją dobieraliśmy. To jest miks osób, praktyków z naszej firmy i praktyków z zewnątrz. Nie będzie to program o Leanie, tylko będzie to program o tym, jak strategicznie przewodzić firmie: o przywództwie strategicznym, o zdolności do adaptacji, zajęciu się sobą, o tworzeniu strategii, kaskadowaniu strategii kultury organizacyjnej, strukturze, o performance management. Czyli z jednej strony o poukładanie organizacji, z drugiej strony o tworzeniu środowiska, w którym firma ma super wyniki, a ludzie są szczęśliwi i zaangażowani.

Jeszcze raz Kochani, wszystkiego dobrego. Trochę dłuższy odcinek prosto z serca. Trzymajcie się ciepło. Trzymajcie się ciepło w tych trudniejszych czasach, w tej obniżonej pogodzie, w tym, co się dzieje dzisiaj na rynku. Do usłyszenia za tydzień. Cześć!

Link do strony Louise Hay: https://www.louisehay.com/, https://www.healyourlife.com/